Jaskinia fok… Magiczne "Okno Koryntu"
Kiedy masz narzeczonego Greka, który w dodatku za młodu wiele lat był harcerzem… Na pewno nie możesz się nudzić. Pewnego dnia Mati pokazał mi zdjęcie „Jaskini fok” mówiąc – „kiedyś Cię tam zabiorę”.
W greckim stylu „siga, siga”, to kiedyś nastąpiło po około półtorej miesiąca. Z tym zabraniem to też różnie było, bo to ja byłam kierowcą, ale to tylko drobny szczegół. Zastanawialiśmy się przez jakiś czas, czy na pewno tam się wybrać, jaskinia znajduje się około 100 km od Aten, 20 km na północ od miejscowości Loutraki. Jednak słowa Matiego „Musimy tam jechać, żebyś miała co na blogu opisać…” przeważyły szalę. Posłuchajcie w takim razie naszej historii.
Rano wsiedliśmy w samochód i po około godzinie trasy dotarliśmy do miejscowości Perachora. Tam, wujek Google, postanowił poprowadzić Nas do jaskini poprzez jezioro Vouliagmeni
– Konsti, ja tu byłem 10 lat temu, ale to na pewno nie jest przy jeziorze, musisz się cofnąć. Pokaż mi tę mapę.
Okazuje się, że jeździmy w kółko. Powinniśmy byli skręcić wcześniej. Cofamy się. Ja nerwowa – nie lubię tych wąskich i krętych greckich ulic. Dojeżdżamy do jakieś wioski – miejsca, gdzie życie zatrzymało się co najmniej 20 lat temu. Droga asfaltowa się kończy. Zdecydowanie mi się to nie podoba. Pomimo, że Mati przejął rolę pilota nadal błądzimy.
Mam mam już dosyć jego romantycznego miejsca i chcę wracać do Aten. Cofamy się do Perachory, a ja daję Matiemu jeszcze jedną szansę. Zatrzymujemy się w supermarkecie, Mati podchodzi do kasjera, pytając czy wie jak dojechać do jaskini fok. „Eleni!” – woła „Wiesz jak dojechać do jaskini fok?” „Czekaj chwilę, Kostas…” Przychodzi Kostas, pada to samo pytanie. „Maria…”. Ach, serio, wkręcają nas…? Po czterech zapytanych osobach, ostatecznie Maria wiedziała.
Wyjeżdżając z Perachory nie kierujemy się w stronę jeziora Vouliagmeni, ale w prawo – kierunkowskaz wskazuje miejscowość Strawa. Jedziemy cały czas asfaltową drogą po lewej i prawej stronie mijamy wiele bardzo starych drzew oliwnych. Gdzieś w środku lasu, po około 15 minutach drogi mijamy tawernę o wdzięcznej nazwie „Perasma” – co można przetłumaczyć „na przejeździe”. Następnie skręcamy w lewo w głąb kamienistej drogi. Naszym oczom ukazuje się „dziki parking”. Zostawiamy tam samochód i spacerujemy w dół.
– Wiesz, Konsti, ja tu byłem 10 lat temu. Z harcerzami. W sumie to nie jestem pewien, jak tam dojść. Ale nie martw się, znajdziemy to miejsce. Jestem tego pewien.
„A ja nie” – myślę sobie…
Po półgodzinnym wcześniejszym błądzeniu nie jestem taka ufna. Mijamy jakieś kamienne pozostałości, Mati twierdzi, że to wielki piec, dawniej używany. Wchodzimy w głąb lasu. Po około trzech minutach spaceru moim oczom ukazuje się najpiękniejszy widok, jaki do tej pory miałam okazję zobaczyć. Mati, dumny z siebie:
„Widzisz! Mówiłem, że to znajdę! I co, nadal chcesz wracać do Aten? A wiesz, że my z tej góry skakaliśmy. Skoczysz? Chodź Konsti teraz na dół, tam dopiero jest pięknie!”
– Chyba oszalałeś. Ja nigdzie nie idę…
Patrząc w dół, zejście zdecydowanie nie zachęca. Sandały i japonki to nie był najlepszy wybór, łatwo jest się poślizgnąć. Jednak Mati potrafi być bardzo uparty. „Zejście” było z dwóch stron. Wybraliśmy to, które wydawało się mniej niebezpieczne. Wzięliśmy ze sobą plecak z wodą i ręcznikami. W tym momencie minimalizm jest konieczny. Niepotrzebne rzeczy zostawiliśmy na kamieniach przy wejściu do morza. Plecak nad głowę i spacerujemy, uważając, żeby się nie poślizgnąć. Moim oczom ukazuje się jaskinia, a także malutka plaża, na której rozkładamy ręczniki.
Pomimo, że na greckich stronach nie jest łatwo znaleźć informacje o jaskini (a w zasadzie o jej historii czy nazewnictwie), po około 10 minutach zjawiła się inna grecka para. I to by było na tyle.. Nikogo więcej.
Cisza, spokój, chłód.. Bardzo romantyczne miejsce, idealne na sesję zdjęciową. Woda tak błękitna, jak chyba w żadnym miejscu w Grecji. Żałujemy, że nie wzięliśmy ze sobą maski. Podwodny świat tutaj musi być naprawdę przepiękny.
– A wiesz, jak byłem harcerzem, to my wzięliśmy namiot i tu spaliśmy!
– Chyba żartujesz?! Tu, w środku, przecież mogło Was zalać!
– Naprawdę, tutaj. Mieliśmy jednorazowego grilla, smażyliśmy kiełbaski i jedną noc tu spędziliśmy. Było super. A my, następnym razem też weźmiemy zapas jedzenia i barbecue i zostaniemy tu dłużej co?
My byśmy się chętnie wybrali bo widoki przepiękne <3 W Grecji jeszcze nie byliśmy, ale na pewno odwiedzimy.
Pozdrawiamy! 🙂