Jakiś czas temu w pracy przyszła do nas rodzina z Turcji. Po obiedzie zawołano mnie, aby złożyć zamówienie na kawę. Nasz turecki klient zapytał mnie, czy mamy „kawę po turecku”. Niewiele myśląc odpowiedziałam „Ma Pan na myśli tę po grecku?” Greczynką nie jestem, dlatego dopiero po zobaczeniu jego wyrazu twarzy zrozumiałam, że być może popełniłam faux pax… Ostatecznie kawę zamówił, choć ciężko przeszło mu przez gardło „po grecku” :D. Gdy poszłam i powiedziałam o tym moim greckim współpracownikom zaczęli przybijać ze mną piątki i cieszyć się, że zapytałam go w ten sposób. Dlaczego?
Kawa po turecku / grecku to tak naprawdę ta sama kawa. W innych państwach może mieć nazwę armeńskiej, bliskowschodniej, a na Cyprze nazywana jest cypryjską. Parzy się ją w małym tygielku, a następnie zalewa w małej filiżance. (Jak ja sprofanowałam kawę możecie przeczytać w tym wpisie ). Praktycznie pewnym jest, że ten sposób parzenia kawy po raz pierwszy zaczęli stosować Beduini na Bliskim Wschodzie, którzy układali briki (garnuszek) na węglu przysypanym piaskiem, aby dłużej utrzymać ciepło.
Grecy nauczyli się ją pić od Turków i do 1970 roku nazywano ją kawą turecką. Wtedy to stosunki grecko – tureckie pogorszyły się. Jedna z greckich firm produkujących kawę w celach marketingowych wypuściła spot reklamowy, w którym mówiono „Jak się nazywa ta kawa? My ją nazywamy grecką”. Oliwy do ognia dolała turecka inwazja na Cypr. Od tego momentu, wszystko co kojarzyło się z Turcją postanowiono wymazać z greckiej pamięci. A kawę zaczęto nazywać grecką. Mieszkańcy Ellady byli tak zdeterminowani, że swoją nazwę rozprzestrzenili na inne kraje bałkańskie.
Grecja była pod turecką niewolą przez 400 lat. Dlatego też Grecy nie są przychylni temu narodowi. Jak widać, nawet w życiu codziennym starają się nie mieć nic wspólnego z tym krajem. A wy, teraz już rozumiecie, dlaczego moi greccy pracodawcy tak bardzo ucieszyli się, gdy zapytałam Pana o tureckiej narodowości czy mając na myśli turecką kawę chce grecką… 😊