Zmienił mi się styl życia (wracam o 4, śpię do 12, później plaża, obiad i do pracy) nie mogę wygospodarować chwili, żeby na spokojnie napisać post na bloga. Na szczęście dzisiaj mi się udało. Zapraszam do lektury.
Zaczynam powoli rozumieć styl życia, jaki prowadzą Grecy. Kiedy przyjechałam, priorytetem było dla mnie znaleźć pracę w godzinach popołudniowych. Po pierwsze dlatego, żeby pracować w tych samych godzinach co Mati. Mamy jeden skuterek, a z domu do Naoussy mamy 12 kilometrów. Z drugiej strony praca w godzinach wieczornych ma swoje plusy – rano (tzn. o 11 – 12) wstajesz, pijesz kawę i masz czas, żeby pójść nad morze, poopalać się i zrelaksować. Nie będę Was kłamać, ale to najprzyjemniejsza część mojego dnia :). Po trzech tygodniach, ciągle pracuję nad tym by wygospodarować czas na wszystko – śniadanie, plażowanie, gotowanie, pracę. Mnie samej byłoby dużo łatwiej się zorganizować, ale zmusić Greka do tego, żeby się pospieszyć, żebyśmy zdążyli wszystko zrobić graniczy z cudem :D.
Grecy mają tez to do siebie, że cieszą się z małych rzeczy i w niczym nie widzą problemu. Bo przecież kiedyś przyjdzie dzień, w którym wszystko się ułoży. W pewnym momencie, kiedy Ty widzisz tylko trudności, a wszyscy wokół Ci to mówią, masz ochotę ich wszystkich pozabijać. Ale może to jest sposób na życie? Nie zastanawiać się, nie analizować. Po prostu żyć.
Chciałam wam dać trochę wskazówek odnośnie pracy w Grecji. Zanim zaczniemy pracować, naszym obowiązkiem jest pójść do urzędu, w którym przygotowują nam dokumenty – AFM, AMKA, a na końcu IKA. Bez tego żaden pracodawca nas nie przyjmie. My wyrobiliśmy to w jeden dzień, ale zajęło nam to dobrych parę godzin, bo na Paros są to trzy różne biura znajdujące się w różnych miejscach. Kiedy już dostaniemy umowę, pracodawca powinien dać nam dokument poświadczający, że nas zatrudnił. Z nim udajemy się do banku, aby otworzyć konto. Od niedawna bowiem w Grecji obowiązuje prawo, gdzie pracodawca ma obowiązek przelać nam wypłatę na konto.
Wielu Greków przyjechało tutaj z innych wysp, z Aten do pracy. W sezonie turystycznym wypłata jest większa niż na lądzie. Dodatkowo zazwyczaj właściciel zapewnia Ci miejsce do spania. Nie wszystko jest jednak tak kolorowe. Znajomi, którzy pojechali na Mykonos mieszkają w baraku – 20 osób w jednym miejscu. My mamy to szczęście, że mamy swój kąt.
Pracując w restauracji, dowiedziałam się, że właściciel powinien zapewnić Ci darmowy posiłek pracowniczy. Oczywiście, jak wszędzie, znajdą się miejsca, w których nie jest to przestrzegane – tak na przykład w pierwszej pracy, nie zapewniano nam posiłku. Ja ostatecznie zmieniłam pracę i pracuję w sklepie z greckimi sandałami, z tego względu że mój były pracodawca szukał profesjonalnego kelnera – cokolwiek to znaczy. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Praca podoba mi się bardziej, mam kontakt z wieloma narodowościami. Najbardziej wybredni są Włosi i Francuzi. Najmniej Kanadyjczycy. Choć z drugiej strony nie zawsze zależy to od nacji, a bardziej od osoby 🙂
Zachęcam Was do spróbowania takiej pracy wakacyjnej. Wiem, ja miałam ułatwienie, bo tutaj ktoś na mnie czekał, nie jechałam w nieznane. Niemniej jednak każdego dnia miałam ofertę pracy, ale szukałam takiej, w której zarobię najwięcej. Jeśli ktoś daje Wam mieszkanie, wyżywienie (tak jak w pracy w gastronomii) , w kraju, w którym jest euro i tak zarobi się więcej niż w Polsce. Bilety, jeśli kupi się z wyprzedzeniem, też są tanie. W ogólnym rozrachunku widzę więcej plusów niż minusów takiego sposobu na spędzenie wakacji. Dodatkowo praca z różnymi narodowościami daje na pewno wiele doświadczenia. Poza tym to świetna przygoda, która na pewno pozostanie na długo w pamięci.
P.s. postaram się, aby w następnym wpisie przybliżyć Wam bardziej Paros. Tak jak wspominałam, pisanie tu jest trochę utrudnione, ale czego się dla Was nie robi… 🙂