Postanowiłam napisać Wam, jak bardzo z Matim się różnimy. Oraz o tym, że tak jak każdy związek tak i nasz nie jest idealny. Nie myślcie sobie, że ciągle jest tylko różowo.
Też się kłócimy. A jak Grek zaczyna się denerwować to słyszy go połowa miasta. Naprawdę, nie przesadzam. To naród bardzo wybuchowy. Ale to element ich kultury – wyrzucenie emocji na zewnątrz. Ja powoli się przyzwyczajam. A jest do czego. Podczas jazdy samochodem, bluzgi i nerwy są na porządku dziennym 😀 . Dla przeciętnego obserwatora może to wydawać się co najmniej dziwne. Turyści raczej też tego nie zauważą. Dla nich Grecy zawsze starają się być mili i trzymać nerwy na wodzy. Nie wiem jak to robią, skoro w domu potrafią urządzić niezłą jatkę. Dla przykładu, kiedy byliśmy u niego w domu On, jego mama i brat zaczęli bardzo burzliwą dyskusję na temat, w którym każdy miał odmienne zdanie. Nie dość, że nie rozumiałam połowy tego, o czym mówią, bo w tempie ekspresowym wyrzucali z siebie słowa, to uszy mnie bolały od tych krzyków
Z drugiej jednak strony mają bardzo dużo cierpliwości. W tym względzie się różnimy. On szybko się denerwuje, ale jeśli chodzi o dalekosiężne plany ma wiele cierpliwości. Ja nie denerwuję się tak szybko, ale nie mam cierpliwości, jeśli chodzi o przyszłość. Chcę wszystko wiedzieć na teraz, na już. Mieć plan.
Druga sprawa – upartość. Mati wie wszystko najlepiej i wszystko musi być tak jak on mówi. Czasem doprowadza mnie to do szału. Zwłaszcza jak coś robię ja i wiem, że to na pewno będzie dobrze, a on się wtrąca mówiąc, że tak będzie lepiej, mimo, że robi to pierwszy raz. Czasem kapituluję, ale jeśli jestem pewna swoich racji trwam przy tym. I wtedy się zaczyna… Zazwyczaj po długiej dyskusji temat urywamy, bo Matiego nie da się przekonać do swoich poglądów. Nie odnosi się tylko do mnie. Gdy rozmawia z kolegami, zachowuje się zupełnie tak samo. A gdy trafi na kogoś z taką samą upartości. Wtedy się zaczyna.
Bardzo Nas różni to, że ja wszystko widzę w czarnych barwach. Dodatkowo ja, jeśli jest jakiś problem to zastanawiam się nad rozwiązaniem, męczy mnie to póki go nie rozwiążę. Ciągle o nim myślę, próbuję znaleźć wyjście jak najszybciej, a gdy go nie widzę… wiecie, czarne scenariusze. On? Świat widzi w kolorowych barwach. Chociaż problem dla mnie jest ogromny, ciągle mówi „czym się przejmujesz” „przecież wszystko będzie dobrze”. Znajdziemy jakieś rozwiązanie. Jakoś sobie poradzimy. Nieważne, że teraz nie ma tego rozwiązania. Kiedyś samo przyjdzie.
Czasem chcę go zamordować za to, że mimo, że nie widzę żadnej możliwości wyjścia, On podchodzi do tego na luzie. Ale może to jest recepta na życie? Może dlatego Grecy tak długo żyją? Pomimo wielu problemów, które mają, nie przejmują się, żyją chwilą. A rozwiązania same przyjdą. W najmniej oczekiwanym momencie.