Grecka filoksenia
Od kiedy mieszkamy w Niemczech, często przychodzi do mnie mój tata. Zazwyczaj pytam go czy ma ochotę na coś do jedzenia albo do picia. Często odpowiedź jest negatywna.
Pewnego dnia Mati wrócił wcześniej z pracy, a my z tatą byliśmy zajęci sprawami pracowników.
Po wyjściu Mati mówi do mnie:
– Wiesz co Konsti, Ty to w ogóle nie jesteś filokseni (gościnna). Tyle czasu był tutaj Twój tata a Ty mu tylko wodę zaproponowałaś! W Grecji od razu na stole pojawiłoby się ouzo albo tsipouro i jakieś meze (przystawka) w postaci sera, oliwek i chleba. A wy tyle godzin siedzieliście i nic… – obruszył się Mati.
– Przecież pytałam czy coś chce, to poprosił tylko o wodę! – odpowiadam w kontrze.
– Tak, ale w Grecji wystawia się takie rzeczy od razu, bez pytania! Tyle czasu mieszkaliśmy w Elladzie a niczego się nie nauczyłaś…
– Tak?! Jak jesteś taki cwany, to czemu nic nie zaproponowałeś? Zamiast mnie ochrzaniać, powinieneś był coś przygotować, w końcu ty lepiej czujesz się w kuchni niż ja! A zamiast tego byleś przez ten czas wpatrzony w grę…
– No tak, ale…
-Nie ma żadnego ale! Ty to chyba też zapomniałeś co to jest grecka filoksenia..
Swoją drogą, Mati ma rację. W Grecji bardzo szybko można się poczuć jak u siebie w domu. Doskonale rozumiem co ma na myśli mówiąc filoksenia… Nie raz jej doświadczyłam a Wy? 🙂