Grek na polskim weselu..
Kalispera! Z cyklu historie dnia codziennego.
Jakiś czas temu byliśmy w Polsce na weselu. Było dobre polskie jedzenie, wódka, tańce i zabawa do białego rana.
Powiem wam, że nie poznałam swojego narzeczonego, który od pierwszej piosenki był na parkiecie i ciężko go było stamtąd zabrać .
Powiem wam, że nie poznałam swojego narzeczonego, który od pierwszej piosenki był na parkiecie i ciężko go było stamtąd zabrać .
Dzisiaj ochłonęliśmy i zaczęliśmy rozmawiać na temat wesela. W pewnym momencie Mati mówi do mnie:
– Konsti, a co to w ogóle to hip hip hura, które tak często krzyczał DJ, a później wy?
Zamyśliłam się. Jakby to wytłumaczyć…
– No wiesz… – zaczynam niepewnie, a Mati w tym momencie mi przerywa:
– Bo wiesz z czym mi się to skojarzyło? Z filmem 300 i Spartiatami, którzy krzyczeli 'łooooo’.
Spojrzałam na niego i wybuchnęłam śmiechem. Co jak co, ale takiego porównania to ja się nie spodziewałam . Jak widać Mati nawet na polskim weselu dojrzy greckie akcenty.
Przy okazji dowiedział się co oznacza gorzko. W Grecji chcąc zachęcić młodych do pocałunku uderza się sztućcami o talerze lub szklanki. Ciekawe jak to będzie na naszym polsko greckim weselu… Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku dojdzie do skutku. Szczęściu trzeba pomóc, dlatego zapobiegawczo złapaliśmy bukiet i muszkę.
Nie jest źle – mógł zacząć krzyczeć „tonight we dine in hell” 😉