Udajemy się na targ, który w Grecji nazywa się laiki. Każda dzielnica ma taki targ raz w tygodniu. Uwielbiam tam chodzić. Zawsze jest pełno ludzi. W różnym wieku. Najwięcej jest zawsze starszych pań z wózeczkami. Robią zakupy na cały tydzień, więc duży koszyk jest im potrzebny.
Laiki dla sprzedawców to swego rodzaju igrzyska. Kto ma lepsze produkty, kto sprzeda je taniej… Każdy stara się przekrzyczeć drugiego „Pomidory, tylko u mnie takie czerwone i pyszne” „U mnie papryka, ogórki, bakłażany, wszystko po jeden euro” „Pomarańcze, idealne na sok, tylko 30 eurocentów”… Wchodzisz w ten gwar i nie wiesz do kogo się udać. Laiki można porównać do tęczy. Wystarczy przejść się dwieście metrów i uwierzcie mi.. zobaczycie jej wszystkie kolory.
Nie jest łatwo spacerować po laiki. Nikt nie zwraca na Ciebie uwagi, każdy szuka jak najlepszego towaru. Oczy wszystkich zwrócone są na wystawione na stołach produkty. Co chwilę ktoś się o Ciebie obija, czasem jedna ze starszych pań najedzie Ci na nogę swoim wózkiem. Czasem dojdzie do kłótni. Grecy przecież są bardzo wybuchowi i ekspresyjni. I kiedy wydaje Ci się, że zaraz dojdzie do bójki.. Oni rozchodzą się, każdy w swoją stronę.
Co tydzień pojawiają się Ci sami sprzedawcy.„Chodźmy kupić pomarańcze do tego Pana z Koryntu” – mówi Mati. Pozdrawia nas z daleka, choć przez laiki przewijają się setki ludzi. Chwilę później udajemy się do sprzedawcy ryb. „O cześć, jak się macie? Co tym razem będziecie gotować?” – pyta. Pamięta Nas, choć nie byliśmy już u niego ponad miesiąc. „Kalmary i krewetki, poprosimy”.„Krewetek nie mam, nie były dzisiaj świeże. Ale poczekaj, naprzeciwko jest mój znajomy. U niego dostaniesz dobre krewetki. Zrobicie swój makaron z owocami morza. Tylko nie dodawajcie przypadkiem nic mrożonego, bo zepsuje cały smak”. – Radzi nam sprzedawca.
Owoce i warzywa kupione. Krewetki i kalmary na dzisiejszy obiad również. Powoli możemy wracać do domu. Mati jest z tego powodu bardzo zadowolony, nie lubi chodzić na laiki. A ja? Chętnie bym jeszcze pospacerowała i popatrzyła na ten festiwal kolorów. Czas jednak wracać do domu. Obiad przecież sam się nie zrobi…