Witajcie Kochani :). Wybaczcie mi moją długą nieobecność, ale trochę się rozchorowałam w Grecji. Dziś chciałam Wam opisać jak spędziłam święta Bożego Narodzenia.
Tak naprawdę można powiedzieć, że świętowałam po polsku i po grecku. 24 grudnia z rana udaliśmy się do polskiego sklepu w Atenach (jest prawie cała ulica polskich sklepów, sprzedawcy mówią po polsku i gra polskie radio). Zaopatrzyliśmy się w barszcz oraz pierogi. Niestety opłatka nie mieli, a w szaleństwie pakowania zapomniałam zabrać go z Polski. Następnie udaliśmy się do sklepu po rybę. Karpia nie było, ale Mati ponoć wybrał dwa najlepsze rodzaje ryb jakie mogły być. Ciężko stwierdzić, innych nie jadłam :D.
Rybę przyrządziliśmy w piekarniku, z bardzo smacznym farszem w środku – pomidory, skórka z cytryny, oczywiście oregano. Podgrzaliśmy pierogi i barszcz. Na stole pojawiła się też sałatka grecka i kieliszek wina. W tle leciały polskie kolędy. Wieczorem pod sztuczną choinkę (przeżywam to, ponieważ zawsze miałam żywą, w Grecji normą jest sztuczna) położyliśmy prezenty. Nie było dwunastu potraw, mojej ogromnej rodziny, ale było skromnie i choć trochę po polsku.
Wczoraj za to udaliśmy się świętować Boże Narodzenie po grecku. Nie omieszkałam zabrać ze sobą polskich akcentów. Grecy w ten dzień jedzą indyka z ziemniakami oraz sałatką, popijając winem. Jeśli mam być szczera, żadnego świętowania nie było. Po prostu zwykły obiad z rodziną. Nawet nie byli jakoś odświętnie ubrani! Na stole, ku mojemu zadowoleniu, pojawiła się sałatka rosyjska, która okazała się po prostu naszą jarzynową! Zabrałam z Polski różne wędliny, które z apetytem zjedli. Żurek, który tak smakował Matiemu też wylądował na stole. Po raz pierwszy w życiu przygotowywałam tą zupę, ale wszystkie talerze były puste, więc chyba smakowało :D. Chciałam przygotować coś, co jemy na Wigilię, ale jak Grek się uprze… Nie ma siły, żeby wygrać batalię :D.
Wieczorem wyszliśmy ze znajomymi do knajpy na kolację i kieliszek wina. Gdy od rana chcieliśmy zarezerwować stolik, nigdzie nie było miejsca! Gdy wieczorem udaliśmy się do tawerny, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Każdy stolik był zajęty, na zewnątrz, wewnątrz, a wokół wszędzie kręcili się ludzie. I niech ktoś mi powie, że w Grecji jest kryzys…