W tawernie z turystami… uczta po grecku czy po polsku?
Kiedy jestem z turystami w tawernie, zawsze mam ten sam dylemat. Zamówić jedzenie „po grecku”, czy „po polsku”. My jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że każdy zamawia sam i ma przypisany talerz do siebie.
Jak to jest w Grecji? Zamawiamy wszyscy razem, a jedzenie stoi na środku. Każdy bierze, to co lubi i ile chce. Taki sposób jedzenia zbliża ludzi, przełamuje nieśmiałość i pozwala poczuć się prawie jak w domu. Tak podane dania mają jeszcze jedną zaletę – możecie spróbować wszystkiego!
Rzadko udaje mi się namówić turystów na taki sposób jedzenia. Ale jeśli to wyrażą na to zgodę to zadanie wykonane! Bo chyba o to w tym wszystkim chodzi? Żeby poczuć Grecję wszystkimi zmysłami, prawda?
Mati przetłumaczył sobie ten wpis, więc wieczorem wywiązała się między nami dyskusja:
– Konsti, ale jak to jest? Wy naprawdę nie zamawiacie przystawek?
– No nie… Dla nas przystawką jest zupa, zazwyczaj każdy ma swój talerz. A później danie główne też jest przypisane do osoby.
– Hmmm.. Ale to trochę bez sensu, ja w ogóle nie rozumiem jak można tak jeść! I tak bez przystawek?? Przecież one są najważniejsze! Otwierają Ci apetyt!
– Co mam Ci powiedzieć… My jemy w ten sposób, choć mnie samej greckie ucztowanie bardziej odpowiada.
– Ale wiesz co… Chyba masz rację. W tamtym roku jak pracowałem na Paros, to przyszła do Nas czwórka Polaków. Nie zgadniesz co zamówili. Cztery sałatki greckie i cztery morszczuki! I próbowałem im tłumaczyć, żeby wzięli dwie sałatki na środek, bo są duże.
Do tego jakaś taramosalata albo tzatziki, bo wtedy spróbują więcej… Ale się uparli i nie chcieli.
Po za tym to chyba nie byli prawdziwi Polacy. Ledwo jedno piwo dopili! A jak poczęstowałem ich soumą (pariańskie tsipouro), to połowę zostawili. To przecież Twoi rodacy! Jak mogłem im nie podać czegoś od siebie?
Mówię Ci, Polakami prawdziwymi to chyba nie byli, bo ani piwa, ani soumy nie wypili…