Bardzo lubię rodzinę Matiego, oni mnie chyba też. Ale czasem z grecką rodziną naprawdę ciężko wytrzymać. Mam wrażenie, że zapominają, że mieszkałam sama 6 lat i to pozwoliło mi się usamodzielnić. Trzymają mnie w szklanej kuli, myśląc, że nie potrafię nic zrobić i tak naprawdę to nic nie wiem o świecie. Czasem jest to naprawdę irytujące, choć zaczynam się przyzwyczajać i nie zwracać na to większej uwagi.
Raz w tygodniu staramy się odwiedzać i zjeść wspólny posiłek. Za każdym razem jego mama tłumaczy mi dokładnie co jest na talerzu. Jest to naprawdę fajne, jeśli jeszcze tego nie jadłam, ale kiedy po raz setny mówi o wołowinie w sosie pomidorowym i to w taki sposób jakby w Polsce wołowiny nie było… Sami rozumiecie, każdy kiedyś traci cierpliwość.
Podczas tych obiadów przechodzimy często do ulubionego zajęcia Greków, czyli plotkowania! Po kilku pytaniach czy u Nas wszystko dobrze i jak się ma Luna, jego mama zaczyna opowiadać historie… „Wiesz, bo wczoraj, w tajemnicy przed Twoim tatą zadzwoniłam po Rosjankę, żeby pomogła wyczyścić mi rolety, bo ja już nie daję rady. Przyszła, ale mogła zostać tylko na dwie godziny, bo później miała coś innego zaplanowane. Opowiedziała mi o swoim synu, to ja też musiałam opowiedzieć jej o swoim. Giorgosa poznała, więc opowiadałam jej o Tobie”. Oho… Skoro poznała brata Matiego, to jestem pewna, że tajemnica długo nią nie pozostanie. Za chwilę będą o niej wszyscy wiedzieć! Giorgos to typowy Grek… Mówi, mówi i końca nie widać. Wracając jednak do Rosjanki… Mama Matiego kontynuowała swój wywód „No i ona chodzi opiekować się jeszcze jednym dzieckiem na trzy godziny dziennie. Jej mąż powiedział, że nie musi pracować, bo on jest kimś ważnym w banku, ale ona się nudzi w domu, więc sobie dorabia.” Po około dziesięciu minutach czułam się, jakbym tę kobietę poznała osobiście. Wiedziałam o niej prawie wszystko, a była u nich tylko dwie godziny.
Pamiętam też, jak jednego dnia umówiłam się z mamą Matiego na kawę. Oczywiście chciała dokładnie wiedzieć co u Nas. Raczej nie należę do osób wylewnych, więc głównie słuchałam, jak ona radzi sobie ze swoim mężem Grekiem i jakie wskazówki daje swojej córce odnośnie związków. Być może z któryś skorzystam i ja podczas próby ułożenia sobie życia z jej synem… Po około godzinnym spotkaniu podeszłyśmy na chwilę do Nas do domu. Co zrobiła moja przyszła teściowa? Po pierwsze, obchód po CAŁYM mieszkaniu, upewniając się czy jest odpowiednio posprzątane… Po drugie podeszła do lodówki, sprawdzić, czy na pewno jej syn ma co jeść. Choć wcześniej mówiłam jej, że zrobiłam naleśniki. Musiała jednak zobaczyć to na własne oczy… Chyba zdałam egzamin, bo nie powiedziała ani słowa, a z mieszkania wyszła zadowolona :D.
Naprawdę lubię moją przyszłą teściową, jednak cieszę się, że mamy swoje mieszkanie i z rodziną Matiego spotykamy się kiedy mamy na to ochotę. Jedyne, co często mi powtarza to słowa: „Ja tylko chcę, żebyś opiekowała się moim synem i żeby był szczęśliwy. Jeśli będzie szczęśliwy, to ja też będę zadowolona”. I to jest chyba matczyna miłość. Choć jak czasem widzi, że Mati przesadza ze swoim „wiem wszystko najlepiej”, to potrafi stanąć po mojej stronie :D. Jak widzicie, grecka teściowa wcale nie taka straszna jak mówią, choć pod jednym dachem za dużo czasu z nią nie spędziłam… Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała cofnąć tych słów :D.